Podobne
- Strona startowa
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Long Julie Anne Siostry Holt 03 Sekret uwodzenia
- Long Julie Anne Siostry Holt 01 Piękna i szpieg
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 03 Lekcja miłoci
- Anne Holt Hanne Wilhelmsen 03 mierc Demona
- Anne McCaffrey & Mercedes Lacke Statek ktory poszukiwal
- Fowles John Mag (SCAN dal 900)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Felix chciał, żebym poznała tyle języków, ilusam się nauczył, ale nie mam aż takiego talentu.On potrafił zgłębićkażdą mowę.Potrafił nieomal czytać ludziom w myślach.- Tu oczywiście coś po włosku, a tam po portugalsku.Reubenzatrzymał się przy biurku.- To jego dziennik, prawda?- Powiedzmy, że pamiętnik albo roboczy notatnik.Domyślam się,że najnowszy dziennik zabrał ze sobą.Stronica w niebieskie linie pokryta była osobliwym pismem i tylkodatę można było odczytać bez trudu: 1 sierpnia 1991.- Leży tu tak, jak go Felix zostawił - powiedziała Marchent.-Jaksądzisz, jaki to język? Od ludzi, którzy go badali, usłyszałam kilkaróżnych opinii.Niemal na pewno pochodzi z Bliskiego Wschodu, alenie od arabskiego, a przynajmniej nie wprost.Są tam też znaki, którychabsolutnie nikt nie potrafił zidentyfikować.- Nieprzeniknione - mruknął Reuben.Kałamarz był pusty.Obok leżało wieczne pióro przyozdobionezłotą inskrypcją: Felix Nideck.Obok stało zdjęcie w ramce,przedstawiające tę samą grupę niezwykłych dżentelmenów, tym razemw bardziej swobodnych pozach.Stali pod girlandami kwiatów, zkieliszkami w dłoniach.Promienieli radością.Felix otaczał ramieniemwysokiego blondyna o jasnych oczach, Siergieja.Margon Bezbożny złagodnym uśmiechem spoglądał wprost w obiektyw.- To ja podarowałam mu to pióro powiedziała Marchent.Uwielbiał wieczne pióra.Lubił dzwięk, który wydają w zetknięciu zpapierem.Kupiłam je w Gump's w San Franciscospecjalnie dla niego.Zmiało, możesz go dotknąć, jeśli chcesz, tylkoodłóż potem na to samo miejsce.Zawahał się.Chciał wziąć do ręki dziennik.Poczuł dreszcz i niemógł się oprzeć wrażeniu, że obcuje z kimś lub czymś silnym - osobąlub osobowością.Mężczyzna z fotografii bez wątpienia byłszczęśliwy; drobne zmarszczki otaczały jego przymrużone zrozbawienia oczy, a wiatr targał jego ciemne włosy.Reuben rozejrzał się po gabinecie, po gęsto zastawionych półkach,starych mapach przyklejonych taśmą wprost do ściany, a potemponownie zatrzymał wzrok na biurku.Czuł się tak, jakby kochał tegoczłowieka, a przynajmniej był nim zauroczony.- Jak mówiłam, jeśli znajdziemy chętnego na dom, wszystko to jaknajszybciej trafi do jakiegoś archiwum.Wszystkie pamiątki zostały jużsfotografowane, i to dawno temu - na moje zlecenie.Mam całe teczkizdjęć ilustrujących każdą półkę, każdy blat, każdą tablicę.Tylko nataką inwentaryzację siarczyło mi tymczasem odwagi.Reuben spojrzał na tablicę.Napisy wykonane kredą były już mocnowyblakłe, gdzieniegdzie nawet całkiem zatarte, ale był w stanieodczytać angielskie słowa.- Blask korowodu pochodni - poświata perfumowanych lamp -ognisk, które rozpalono dla niego, gdy był ulubieńcem wszystkich -splendor królewskiego dworu, którego był osobliwą gwiazdą -wszystko to zdawało się zbierać moralną czy materialną chwałę w tenjeden klejnot i płonąć łuną zaczerpniętą i z przyszłości, i z przeszłości".- Pięknie to przeczytałeś - szepnęła.- Jeszcze nigdy nie słyszałamtych słów odczytanych na głos.- Znam ten fragment - odpowiedział.- Jestem pewny, że już goczytałem.- Naprawdę? Tego też jeszcze nikt mi nie mówił.Skąd go znasz?- Zaczekaj, muszę pomyśleć.Wiem, kto to napisał.Tak.Nathaniel Hawthorne.To fragment opowiadania Zabytkowypierścień.- Niesamowite, mój drogi.Zaczekaj chwilę.- Marchent zaczęłaszukać czegoś na półkach z książkami. Tutaj.To jego ulubienipisarze, wydania anglojęzyczne.- Wyjęła starą, mocno sfatygowanąksiążkę w twardej, skórzanej oprawie, o złoconych krawędziachstronic, i zaczęła ją kartkować.- Trafiłeś w dziesiątkę, Reubenie.Ototen fragment, nawet zaznaczony ołówkiem! Sama nigdy bym go nieodnalazła.Spojrzał na nią z uśmiechem i rumieniąc się z lekka, sięgnął poksiążkę.- Kto by pomyślał.Chyba po raz pierwszy przydały się na coś mojestudia z literatury angielskiej.- Wykształcenie zawsze będzie ci się przydawało, mój drogi odparła. Kto ci wmówił, że może być inaczej?Reuben zaczął przeglądać książkę.Zauważył liczne znakipoczynione ołówkiem, a także osobliwe symbole nieznanego języka,boleśnie uświadamiające mu, jak złożonym i abstrakcyjnymzjawiskiem jest pismo.Marchent patrzyła na niego z więcej niż życzliwym uśmiechem.Amoże tak się tylko wydawało w blasku stojącej na biurku lampy zzielonym abażurem?- Powinnam oddać ten dom tobie, Reubenie Goldingu -powiedziała.- Stać by cię było, żeby go utrzymać, prawda?- Oczywiście odparł. Ale nie musisz mi go oddawać,Marchent.Kupię go od ciebie.- Ledwie to powiedział, a poczuł, żeznowu się rumieni.Był podniecony.- Muszę wrócić do San Francisco,porozmawiać z matką i ojcem.Podyskutować z dziewczyną.Przekonać ich.Ale mogę go kupić i zrobię to, jeśli nie będziesz miałanic przeciwko temu.Uwierz mi.Myślę o tym od chwili, gdy tuprzyjechałem.I o tym, że żałowałbym do końca życia, gdybym tegonie zrobił.A jeśli kupię ten dom, Marchent, drzwi będą dla ciebieotwarte o każdej porze dnia i nocy.Uśmiechnęła się do niego jak najłagodniej.Wydawała mu sie bliskai bardzo daleka zarazem.- Masz pieniądze, prawda?- Zawsze miałem.Może nie tyle co ty, Marchent, ale mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]