Podobne
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- 02 Terry Brooks Mroczne Widmo
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- May Karol Czarny Gerard
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (SC
- Hobb Skrytobójca 3 Wyprawa Skrytobójcy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś świsnęło metalicznie w ciemności, sugerując, że któryś ze strażników wymyślił pułapkę, dzięki której zdobył nagrodę.trzy kroki przed siebie.Mógłbym uciec, myślał.Mógłbym się schować, a on wszedłby na jakąś zapadnię albo zmiażdżyłby go kamień.Potem przekradłbym się do swojej celi i nikt by o niczym nie wiedział.Ja bym wiedział.dziewięć kroków do przodu, jeden w prawo, dziewiętnaście naprzód i dwa w lewo.Przed nimi zamigotało światło.Nie słaby blask księżyca przez szczeliny w sklepieniu, ale żółte światło świecy.Przygasało i rozjaśniało się na przemian, kiedy niosący je podchodził coraz bliżej.- Ktoś idzie - szepnął chłopiec.- To pewnie jeden z przewodników.Vorbis zniknął.Brutha czekał niespokojnie w korytarzu.Światło zbliżało się szybko.- Czy to ty, Numerze Czwarty? - zapytał starczy głos.Źródło światła wynurzyło się zza zakrętu.Ukazało starszego mężczyznę, który podszedł do Bruthy i uniósł świecę do jego twarzy.- Gdzie jest Numer Czwarty? - spytał, spoglądając za chłopca.Z bocznego korytarzyka za przewodnikiem wynurzyła się ciemna postać.Brutha przez moment widział dziwnie spokojną twarz Vorbisa, gdy ten chwycił główkę swej laski, przekręcił i szarpnął.W świetle latarni błysnęło stalowe ostrze.Potem światło zgasło.- Prowadź - zabrzmiał w ciemności głos Vorbisa.Brutha, drżąc, wykonał polecenie.Przy pierwszym kroku wyczuł pod sandałem coś miękkiego.Rękę.Otchłań, pomyślał.Wystarczy spojrzeć w oczy Vorbisa, aby zobaczyć otchłań.A ja w niej jestem, razem z nim.Muszę pamiętać o fundamentalnych prawdach.Nie spotkali już przewodników patrolujących labirynt.Po zaledwie milionie lat chłopiec poczuł na twarzy chłodny podmuch i stanął poci rozgwieżdżonym niebem.- Dobra robota.Pamiętasz drogę do bramy?- Tak, panie.Diakon naciągnął kaptur na oczy.- Prowadź.Kilka pochodni płonęło na ulicy, ale Efeb nie był miastem, gdzie życie trwa po zmroku.Nieliczni przechodnie nie zwracali na nich uwagi.- Pilnują zatoki - oświadczył swobodnym tonem Vorbis.- Ale drogi na pustynię.Wszyscy wiedzą, że nikt nie zdoła pokonać pustyni.Jestem pewien, że i ty to wiesz, Brutho.- Ale teraz podejrzewam, że to, co wiem, nie jest prawdą.- Istotnie.Oho, jest brama.Wczoraj stało tu chyba dwóch żołnierzy.- Widziałem dwóch.- Ale teraz jest noc, a brama zamknięta.Z pewnością jednak ktoś trzyma straż.Zaczekaj tutaj.Vorbis zniknął w mroku.Po chwili Brutha usłyszał stłumioną rozmowę.Wpatrywał się prosto przed siebie.Po rozmowie zapadła zduszona cisza.Po chwili Brutha zaczął liczyć bezgłośnie.Po dziesięciu wracam.Może jeszcze dziesięć.No dobrze.Do trzydziestu.Później.- Brutho! Chodźmy.Brutha z trudem opanował drżenie i odwrócił się wolno.- Nie słyszałem cię, panie - wykrztusił.- Mam lekki krok.- Czy jest tam strażnik?- Już nie.Chodź, pomożesz mi przy sztabach.W skrzydło głównej bramy wbudowano małą furtkę.Otępiały od nienawiści Brutha odsunął grzbietem dłoni zasuwę.Furtka otworzyła się niemal bez zgrzytu.Na zewnątrz zobaczył rzadkie światełka dalekich farm i stłoczoną ciemność.A potem ciemność wlała się do środka.***Hierarchia, tłumaczył później Vorbis.Efebianie nie myśleli w terminach hierarchii.Żadna armia nie mogła pokonać pustyni.Ale mniejszy oddział mógł dotrzeć do jednej czwartej drogi i pozostawić zapas wody.I pokonać tę drogę kilka razy.Potem kolejny oddział, wykorzystując część zapasu, mógł dotrzeć do połowy drogi i pozostawić zapasy.I następny oddział.Trwało to całe miesiące.Trzecia część ludzi zginęła z upału i odwodnienia, od zębów dzikich zwierząt i jeszcze gorszych rzeczy.Gorszych niż kryła w sobie pustynia.Aby zaplanować coś takiego, trzeba mieć umysł jak Vorbis.I trzeba planować wcześnie.Żołnierze umierali już na pustyni, zanim jeszcze brat Murduck wyruszył z misją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]