Podobne
- Strona startowa
- Tolkien J R R Drzewo i Lisc oraz Mythopoeia
- Tolkien J.R.R Rudy Dzil i Jego Pies
- Tolkien J.R.R Niedokonczone opowiesci t.2 (SC
- Tolkien J R R Hobbit czyli tam i z powrotem
- Tolkien J R R Niedokonczone opowiesci t I
- 1 Dowódca Sophie
- Koontz Dean Drzwi do grudnia
- Alistair MacLean HMS Ulisses
- Andre Norton Morska Twierdza
- Heinlein Robert A Luna to surowa pani
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwsze gałęzie wyrastały z pni294tak wysoko, że hobbici mogli iść przez te zarośla wyprostowani, jak przez dłu-gie galerie wysłane suchym, grubym, szorstkim chodnikiem.Gdy dotarli do koń-ca szerokiego grzbietu, zatrzymali się i szukając kryjówki wpełzli pod zbity wałtarniny.Jej powykręcane gałęzie zwisały aż do ziemi, a z ziemi pięły się na niesplątaną masą dzikie głogi.Głęboko w tym gąszczu otwierała się pusta przestrzeń,jak gdyby altana podparta suchymi gałęziami i nakryta stropem młodych liści orazwiosennych pędów.Tu wędrowcy leżeli długą chwilę, zbyt zmęczeni, żeby my-śleć o jedzeniu, i przez otwierające się w ścianach schronu szpary patrzyli, jakz wolna świta nowy dzień.Lecz dzień nie zaświtał jasny, po niebie rozlał się tylko bury, posępny pół-mrok.Na wschodzie ciemnoczerwona łuna świeciła pod niskim pułapem chmur;nie była to zorza poranna.Oddzielone od nich szeroką, stromą doliną piętrzyły sięgóry Efel Duath, czarne i bezkształtne u podnóży, osłoniętych nieprzemijającą no-cą, ostre, poszarpane i zjeżone groznie u szczytów, widocznych na tle krwawegoblasku.Dalej na prawo czerniało pośród mroku ogromne ramię górskie, wysunięteku wschodowi. Którędy stąd pójdziemy? spytał Frodo. Czy tam, za tym czarnymmasywem otwiera się zejście do doliny Morgul? Po co teraz o tym myśleć? odparł Sam. Z pewnością nie ruszymy sięz miejsca przed końcem dnia, jeżeli w ogóle można to dniem nazwać. Może, może powiedział Gollum. Ale musimy spieszyć się do Rozsta-ja Dróg.Tak, tak, do Rozstaja.Tamtędy pójdziemy, tak, tamtędy mój pan pójdzie.Czerwona łuna przygasła nad Mordorem.Półmrok zgęstniał, gdy ze wschodupodniosły się opary i zasnuły całą okolicę.Frodo i Sam zjedli coś niecoś i ułożylisię do snu, lecz Gollum kręcił się niespokojnie.Nie chciał tknąć jadła, przyjął odnich tylko łyk wody, a potem czołgał się wśród krzaków węsząc i pomrukując.W pewnej chwili zniknął nagle. Poszedł pewnie na polowanie rzekł Sam ziewając.Wedle umowy onteraz miał się przespać, wkrótce też zapadł w głęboki sen.Zniło mu się, że jestw Bag End i szuka czegoś w ogrodzie, ale ma na plecach ciężki wór, który goprzygniata do ziemi.Ogród był zachwaszczony i zarośnięty, ciernie i paprociewtargnęły na grządki pod żywopłotem u stóp pagórka. Tyle roboty, a ja taki zmęczony mówił sobie.Naraz przypomniało musię, czego szuka. Gdzie moja fajka? powiedział i obudził się w tym momen-cie. Ośle! rzekł sam do siebie otwierając oczy i dziwiąc się, dlaczego leżyw krzakach. Masz ją przecież w swoim tobołku!Wtedy dopiero uprzytomnił sobie po pierwsze, że wprawdzie fajka jest w to-bołku, ale ziela do niej nie ma, a po drugie, że setki mil dzielą go od ogrodu w BagEnd.Usiadł.Było niemal ciemno.Dlaczego Frodo pozwolił mu spać dłużej, niżwypadało z umowy, aż do wieczora?295 Pan wcale się nie przespał, panie Frodo? spytał. Która to godzina?Musi być już bardzo pózno? Nie, ale dzień zamiast się rozjaśniać, ciemnieje coraz bardziej odparłFrodo. Jeśli się nie mylę, nie ma jeszcze południa, a ty spałeś zaledwie trzygodziny. Nie rozumiem, co się święci rzekł Sam. Może zbiera się na burzę.W takim razie będzie to burza nie na żarty.Lepiej by nam było w jakiejś głębokiejnorce niż w tych krzakach! Nasłuchiwał chwilę. Co to jest? Grzmot, warkotbębnów czy jeszcze coś innego? Nie wiem powiedział Frodo. Słyszę to od dawna.Czasem mam wra-żenie, że ziemia drży, czasem, że to parne powietrze tak dudni w uszach.Sam rozejrzał się wkoło. Gdzie Gollum? spytał. Czy jeszcze nie wrócił? Nie odparł Frodo. Nie pokazał się i nie odezwał dotychczas. Prawdę mówiąc nie tęsknię do niego rzekł Sam. Nigdy chyba niemiałem z sobą w podróży nic takiego, co bym porzucił z mniejszym żalem nadrodze.Ale to właśnie do niego podobne, żeby po przejściu tylu mil zniknąć teraz,kiedy najbardziej jest potrzebny.oczywiście, jeżeli można w ogóle spodziewaćsię jakiegoś pożytku z tej pokraki, o czym śmiem wątpić. Zapominasz, jak było na Bagnach! rzekł Frodo. Mam nadzieję, żenie spotkało go nic złego. A ja mam nadzieję, że nie spłata nam psiego figla powiedział Sam.Bądz co bądz nie chciałbym, żeby wpadł tamtym w łapy.Bo wtedy z nami byłobykrucho.Nagle odgłos grzmotów czy bębnów rozległ się głośniejszy i głębszy.Zdawałosię, że ziemia drży pod hobbitami. Już jest z nami krucho powiedział Frodo. Obawiam się, że zbliża siękres naszej wędrówki. Może odparł Sam ale póki życia, póty nadziei, jak mawiał mój Dzia-dunio, a często dodawał: i póty jeść trzeba.Niech pan coś przegryzie, panie Frodo,a potem się prześpi.Popołudnie, o ile Sam dobrze orientował się w czasie, dobiegało końca.Wy-glądając z gąszczu widział tylko posępny krajobraz bez świateł i cieni, z wolnazanurzający się w bezkształtnym i beznadziejnym zmierzchu.Było duszno, alenie gorąco.Frodo spał niespokojnie przewracając się i szamocząc we śnie, czasemcoś szepcząc z cicha.Dwa razy Sam miał wrażenie, że słyszy w tym szepcie imięGandalfa.Czas wlókł się nieznośnie.Nagle Sam usłyszał syk i gdy się obejrzał,zobaczył Golluma, który na czworakach wpatrywał się w hobbitów świecącymioczyma. Wstawać! Wstawać, śpiochy! szepnął. Wstawać.Nie ma czasu dostracenia.Musimy iść zaraz.Nie ma czasu do stracenia.296Sam popatrzał na niego nieufnie.Gollum zdawał się wystraszony czy możepodniecony. Iść? Zaraz? Cos ty wykombinował? Jeszcze nie pora.Nikt nawet jeszczenie je podwieczorku, oczywiście w przyzwoitych krajach, gdzie się w ogóle jadapodwieczorki. Głupi hobbit! syknął Gollum. Nie jesteśmy w przyzwoitym kraju.Czas ucieka, tak, ucieka szybko.Nie ma chwili do stracenia.Trzeba ruszać.Niechmój pan zbudzi się wreszcie!Szarpnął Froda, aż hobbit poderwał się z ziemi, usiadł i chwycił go za ramię.Gollum wyrwał mu się i odskoczył. Nie bądzcie głupi syczał. Trzeba iść.Nie ma czasu do stracenia.Nic więcej nie mogli się od niego dowiedzieć.Nie chciał powiedzieć, gdziechadzał ani też co go skłania do pośpiechu.Sam był pełen podejrzeń i okazy-wał je niedwuznacznie, lecz Frodo niczym nie zdradził swoich myśli.Westchnął,zarzucił tobołek na plecy i gotów był wyruszyć wśród gęstniejącego mroku.Gollum prowadząc ich po zboczu w dół zachowywał szczególną ostrożność,starał się trzymać osłony krzewów, a przez otwarte przestrzenie biegł zgięty nie-mal przy ziemi.Wieczór co prawda tak był ciemny, że najbystrzejsze nawet okonie dostrzegłoby hobbitów otulonych w kaptury i szare płaszcze, najczujniejszyzwierz nie usłyszałby ich cichych kroków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]