Podobne
- Strona startowa
- Holt Victoria Córki Anglii 14 Tajemnica jeziora więtego Branoka
- Hugo Viktor Nedznicy t.1
- (30) Niemirski Arkadiusz
- Swiderkowna Rozmowy o Biblii, Nowy Testamen
- Bulyczow Kiryl Rycerze na rozdrozach (2)
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)
- ÂŚwietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Fowles John Kolekcjoner
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa
- J. K. Rowling 3 Harry Potter i więzień Azkabanu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze wszystkich tych przepisów pracowicie układał harmonijną całość dla pożytku dusz.Pracował jeszcze o ósmej wieczór; pisał w pozycji dość niewygodnej, na małych ćwiartkach papieru, trzymając grubą księgę otwartą na kolanach, gdy weszła pani Magloire, aby zgodnie ze swoim zwyczajem zabrać srebro stołowe z szafki nad łóżkiem.Po chwili biskup domyślając się, że już nakryto do stołu i że siostra prawdopodobnie na niego czeka, zamknął księgę, wstał od biurka i wszedł do jadalni.Był to długi pokój z kominkiem; drzwi wychodziły wprost na ulicę (jak to już powiedzieliśmy), okno zaś na ogród.Pani Magloire rzeczywiście kończyła już nakrywać do stołu.Krzątając się rozmawiała z panną Baptystyną.Lampa stała na stole; stół stał w pobliżu kominka.Spory ogień płonął na kominku.Łatwo można sobie wyobrazić obie kobiety, z których każda przekroczyła już sześćdziesiątkę: pani Magloire niska, zażywna, ruchliwa; panna Baptystyną łagodna, szczupła, wątła, nieco wyższa od brata, ubrana w ciemnobrązową jedwabną suknię według mody z roku 1806, wtedy to bowiem kupiła ją w Paryżu i nosiła dotychczas.Sięgając do pospolitych określeń, które mają tę zaletę, iż w jednym słowie oddają to, co wymagałoby opisów na całą stronę, powiemy, że pani Magloire wyglądała jak wieśniaczka, panna Baptystyną zaś jak dama.Pani Magloire miała na głowie biały rurkowany czepek na szyi złoty krzyżyk - jedyny klejnot niewieści w całym domu - olśniewająco białą chusteczkę wychodzącą spod sukni z czarnego grubego sukna z krótkimi i szerokimi rękawami, płócienny fartuch w czerwono-zieloną kratę, związany zieloną wstążką w pasie, z takimże karczkiem, w dwóch rogach przypiętym szpilkami, na nogach grube trzewiki i żółte pończochy, jakie noszą kobiety w Marsylii.Suknia panny Baptystyny skrojona była według mody 1806 roku: wysoki stan, wąska spódnica, rękawy ozdobione wypustkami i guziczkami.Siwe włosy ukrywała pod fryzowaną peruką, zwaną d l 'enfant.Pani Magloire wyglądała na osobę rozumną, żwawą i zacną; nierówno podniesione kąciki ust i górna warga grubsza od dolnej nadawały jej twarzy wyraz nieco nadąsany i władczy.Póki biskup milczał, przemawiała do niego śmiało, swobodnie, choć z uszanowaniem; ale gdy tylko zaczął mówić, była - jak to już widzieliśmy - biernie posłuszna, tak jak “panienka".Panna Baptystyna nie mówiła nawet, ograniczając się do posłuszeństwa i przypodobania bratu.Nawet w młodości nie była ładna; miała wypukłe niebieskie oczy, długi nos z garbkiem; ale jak powiedzieliśmy na początku, cała jej twarz, cała postać tchnęła niewymowną dobrocią.Z usposobienia była zawsze łagodna; ale wiara, miłość i nadzieja, trzy cnoty ogrzewające delikatnym ciepłem duszę, podniosły tę łagodność do wyżyn świętości.Natura uczyniła ją jagnięciem, religia przekształciła ją w anioła.Biedna, święta dziewico! Słodkie wspomnienie, którego już nie ma.Panna Baptystyna tyle razy opowiadała później, co zaszło w ów wieczór w mieszkaniu biskupa, że wiele osób, żyjących dziś jeszcze, pamięta najdrobniejsze szczegóły.W chwili gdy do pokoju wszedł ksiądz biskup, pani Magloire żywo rozprawiała.Mówiła z “panienką" na swój ulubiony temat, dobrze znany biskupowi.Chodziło o zamek do drzwi wejściowych.Robiąc zakupy do wieczerzy, pani Magloire tu i ówdzie zasłyszała podobno to i owo.Opowiadano o jakimś podejrzanym włóczędze; że pojawił się jakiś obwieś, że gdzieś się jeszcze błąka po mieście; że tych, którzy tej nocy będą późno wracali do domu, może dziś na drodze spotkać zła przygoda; że zresztą policja jest bardzo nieudolna, bo pan prefekt i pan mer żyją ze sobą nie najlepiej i usiłują szkodzić sobie wzajemnie, dopuszczając do różnych zajść.Że ludzie roztropni muszą sami dbać o swoje bezpieczeństwo, strzec się dobrze, pamiętać, aby należycie zaryglować i zabarykadować dom i dobrze pozamykać drzwi.Pani Magloire z naciskiem wymówiła ostatnie wyrazy; ale biskup, który przyszedł ze swego pokoju, gdzie było dość zimno, usiadł przed kominkiem i grzał się, a poza tym myślał o czym innym.Puścił więc mimo uszu ważkie słowa pani Magloire.Powtórzyła je raz jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]